FRAGMENTY I CYTATY

Fragmenty i cytaty z książki Marynowanie czasu Małgorzaty Chozgat



Możliwe, że się nie urodziłam? Może istnienie jest nierealne. Może więc nic się nie zdarza. A może każdy kwant, będąc jednocześnie częścią i całością, trwa gotowy na przywołanie.



Wiatr tego dnia pachniał zwilżonymi muszelkami i nagrzewającym się piaskiem. Dzieliłam przestrzeń na ułamki, żeby określić swoje położenie w stosunku do Słońca, które „wisiało” nad drzewami w odległości równej połowie zieleni wydm. Przez pryzmat rzęs przepuszczałam docierające z niego fale.



Moi nauczyciele zrozumieli i podzielili się ze mną wiedzą, że ich rola wobec mnie i moja w stosunku do innych ma być towarzyszeniem. Szukam własnych rozwiązań, proszę o pomoc, mogę pomoc zaoferować. Iść „obok”, nie „za” i nie „przed”, jeśli czuję się czyimś przyjacielem. Mam prawo do własnych pomysłów i do bycia dumną ze swoich i czyichś osiągnięć.



– Tak, czuję się dorosła – przyznałam, wystraszona, bo dręczył mnie głos wewnętrzny. To sapała wolność przytroczona do odpowiedzialności.



Zdołałam zebrać myśli. Uspokoiłam się. Chłopak zastępujący Nicole łagodnie milczał. Pomyślałam, że, skoro już jestem zakochana, teraz mogłabym go polubić.



Skoro nie wiem, czy chcę czegoś, kto ma tę wiedzę? Ja czy mózg, może którakolwiek część mojego ciała? Jak bardzo którakolwiek część mojego ciała jest mną?



– Ja mam z mamą jakieś dziwne wspomnienie. Wraca do mnie uparcie. Jeśli ci teraz opowiem, zmienię je. Tak jest, kiedy opowiada się wspomnienia. Opowiadane na nowo utrwalają się w mózgu, dlatego nigdy nie są już tym samym obrazem.



Ciekawe, czy bez duszy istota nadal jest piękna. I czy prawdą jest, że gdybyśmy mogli żyć wiecznie, przestałoby nas zachwycać cokolwiek. Nie jestem też pewna, czy piękno jest dobre, skoro rodzi kompleksy (...).



Przyswajanie wiedzy zwykle przychodzi mi z łatwością, dlatego pozwoliłam sobie na obserwowanie kawiarenki. Krzysztof i Lew byli skupieni. Ładnie współpracowali. Płynnie, bez zbędnych słów. Ich porozumienie miało odcień granatu.



Noc. Słyszę, jak morze gęstnieje. Gaszę światło – nasycam pustkę. Chcę, żeby usypiało mnie ciepło auta Leona.



Na półce obok drobiazgów zobaczyłam kalejdoskop. Zajrzałam do tego Wszechświata z garści koralików, kolorowych szkiełek i lusterek. Niezmiennie zadziwia mnie piękno jego pozornych struktur, doskonałych jak gwiazdki śniegu, ulotnych jak moje wszechświaty.



Nie miałam z nimi o czym rozmawiać! Odrealniły się ich sylwetki, wydłużyły ciała, rozciągnęły głowy. Rozwlekły i spęczniały słowa. Sweter Leona gryzł obcością. Nawet Małgosia była jak oni – dorosła. Rozkołysała się we mnie pustka.



Moje wahanie wzbudzi wątpliwości; poznają się na szpanie i naciąganiu. Nie ocenią mnie, co prawda, negatywnie, bo kultura i wrażliwość im na to nie pozwolą. A ja chcę, żeby byli zachwyceni. Wracam więc do punktu wyjścia i wiem, że poczują niesmak, jeśli zafałszuję.



Nieustający pojedynek – „pojedynek” to dobra nazwa; w każdej walce, w przyjaźni, w miłości, zawsze jest się w pojedynkę. Trzeba być szalonym jak dziecko, żeby umieć się cieszyć i poradzić sobie z samotnością? Kiedy pokocha się delfina, należy go odnieść morzu. Zejdę na dno, odepnę linę. Tak się tonie w zachwycie. Tak się tonie w miłości?



Nie sprzątam po gościach, niczym nie ubrudzili mojej przestrzeni.



Jesteś bardzo odważna. Próbujesz się zmierzyć z czymś niewyobrażalnie trudnym w twoim życiu, ale nie musisz robić tego sama.



Nawet czas ginie. Tonę, opadam. Gęstość próżni ściska. Należy do mnie. Ciało należy do mnie. Oddam oddech za pewność, że to ja. Nie zamieniam pewności na oddech.

– Oddychaj! – przywołuje ktoś.



Kiedy wróciliśmy z obiadu, na pościeli zajmowanego przeze mnie łóżka leżał kot. Patrzył, jakbyśmy przed chwilą ustalili założenia naszej znajomości. Coś się stało poza mną? Czegoś nie pamiętam? Znamy się? Pan Kot w odrealnionym pokoju lizał łapę przed przywitaniem.



„Jestem artystką, wyrażam emocje. Zdecydowanie i szczerość to istotne cechy wypowiedzi. Jeśli ulegnę zawstydzeniu, żaden ze mnie pisarz”.



Uczyłam się żyć na własny koszt, z pustką. Tęskniłam i to mnie uszlachetniało.



Wychodząc, z każdym krokiem zapadałam się w sobie. W końcu została po mnie czarna dziura, która uwięziła czas. Byłam jednocześnie poza nią, w niej i tuż przed nią. Wszystko zamarło. Już rozumiałam – istnieją tylko punkty, najmniejsze odcinki nieskończoności. One dzieją się w jednej chwili, w kontekście wszystkich wszechświatów.



Dzieci mnie nie denerwują. Gryzą, bo chcą. Nie tańczą, bo nie. Jak ten mały. Chce mu się płakać, z gilami.



Wieczorem układałam książki. Gładziłam ich okładki. Z nimi też się tu związałam.

– Jeśli je opuścicie, nadal będą takie same? – zapytałam Małgosię.

– Nie, nie będą. Nigdy nie są – odpowiedziała.

– Wiem, że nie są, ale chciałam uwierzyć, że nic się nie zmieni. Że zdołam to wszystko… Zatrzymać.

– Nie zatrzymasz. Ale wiesz co? Wejdziesz tu któregoś dnia i zrozumiesz, że dajesz radę bez nas. To jak z powracaniem do książki, którą już wiele razy czytałaś. Za każdym razem jest inną całością.



Tam, zanurzona w błękitach morza i nieba, wchłonięta i rozproszona w obrazie przestrzeni, czułam, że nie będąc jedynie sobą, zawsze jestem częścią. Przenikałam historię istnienia. Sięgnęłam po, związany w wirtualnym łańcuchu DNA, „koralik”. Zdawało mi się, że pulsuje w nim serce o barwie ognia. Życie – wyciągnęłam je przed siebie na otwartej dłoni. Przede mną stał Leon.



Byłam wewnątrz. Najpierw zbliżanie się. Nikt tu nie jest nieśmiały i niedoświadczony. Potem w spleceniu dźwięków coś wspólnego, ale nic na własność. I niesmutne odejście w wieczór i w zapach niepokoju.



Gdzie można znaleźć punkt, z którego bliżej dokądkolwiek niż skądinąd? Gdybym w nim stanęła, to prawdopodobnie mogłabym wszystko zobaczyć. Ale raczej nie uda mi się zatrzymać nawet na chwilę, bo nic nie stoi w miejscu. Czas biegnie, rzeka płynie, przestrzeń się rozszerza, wszechświaty „samotnieją”. A jednak można liczyć na cud – formują się konstelacje, układy planet i ludzi. Doganiamy się i choć na jedno złudzenie pozostajemy sobą i ze sobą.



Wracam tam. Dużo wiem o samotności. Witam czerwoną ziemię, drzewa z płaskimi dachami, lwy, których nie zabiję, jeśli mnie nie napadną. Dlatego, że jestem, wnikam w każdą kroplę wody, w kurz ziemi, który z czasem przestaję usuwać. Mam umowę z przyjacielem, że nie będę go osądzać, nawet jeśli zostanę sama.



Popatrzyłam na czereśnie, które zamykałam w słoikach, żeby choć w części ocalić ich niepowtarzalność. Pomyślałam, że są tak ulotne jak spokój dzieciństwa. Gorzka refleksja absurdalnie mnie pocieszyła: „Nie mam co żałować dzieciństwa. Jeśli cokolwiek chcę zapamiętać, wszystko zdarzyło się tutaj”.



– Kiedyś będziesz potrzebował, żebym była silna. Będę – obiecałam.

– Ciarki po mnie chodzą, kiedy tak mówisz. Ale miałaś tak powiedzieć, prawda? – Spotkał się ze mną nigdy i nigdzie w ułamku nieskończoności, dość, żeby wszystko zrozumieć i zapomnieć.



– O nic nie proś – ważył słowa. – Posłuchaj, jestem pełnoletni, a ty nie. Nie złość się… Nie będę się teraz z tobą kochał. – Dał mi chwilę. – Kusi mnie, żeby nie pozwolić ci wybrać, rozumiesz? Bardzo. Za jakiś czas, jeśli nadal będziesz patrzeć jak teraz… Sam poproszę.






Książka Marynowanie czasu Małgorzaty Chozgat – wizualizacja
Zamów książkę Marynowanie czasu Małgorzaty Chozgat– księgarnie i sklepy

LUB ZOBACZ WIĘCEJ:

Recenzje, opinie i oceny o książce Marynowanie czasu Małgorzaty Chozgat

Świat i bohaterowie z książki Marynowanie czasu Małgorzaty Chozgat